środa, 2 maja 2012

Treking do Subway

Subway w Zion to szczególne miejsce, które dla fotografów ma już miano kultowego. Może nie dla każdego fotografa, bowiem wymaga średniej kondycji, nie tyle, coby tam zejść a bardziej, żeby wrócić. A wrócić trzeba tego samego dnia, bowiem park wydaje limitowane zezwolenia (kilkanaście na dobę) bez możliwości nocowania. Tuż przed zejściem sprawdzam zawartość plecaka: aparat, obiektywy, upiornie ciężki statyw, 2 litry wody, orzechy wymieszane z suszonymi owocami, a na wypadek gdyby trudno było wrócić dorzuciłem też polar, rękawice i czapkę. Mój mały plecak był wypełniony po brzegi ale kiedy zobaczyłem co Bronek zabiera to poczułem się lżej i bezpieczniej, szczególnie myślę o zestawie na odsysanie jadu węża :-) Miał On też GPS, który po części sprawi, że staniemy się dość popularni w tym regionie.
Treking do Subway zaczyna się od bardzo stromego zejścia i kiedy dotarliśmy na sam dół, Bronek spojrzał do góry z pewnym wyrazem zwątpienia co do powrotu. Reszta szlaku prowadziła wzdłuż potoku i co chwile byliśmy zmuszeni go trawersować w celu znalezienia bardziej przyjaznego brzegu.


Tak wyglądało tuż przed wejściem do Subway, w przodzie trójka szczęśliwców a w tle charakterystyczny kształt przypominający podziemne metro, z tą różnicą, że zamiast torów można tam znaleźć prawdziwe cuda natury.


To co mnie najbardziej urzekło to światło, które w połączeniu z mrocznością nadawało temu miejscu unikatowy charakter oraz ta nieziemska kolorystyka.


Bronek oklepanych kadrów raczej nie toleruje, więc cyknął może ze dwa zdjęcia i postanowił wracać. Zanim go dogoniliśmy, zrobiło się już szarawo a do stromego podejścia wciąż mieliśmy dobry kilometr. Po kwadransie, kanion pogrążył się w egipskich ciemnościach. Nagle w oddali widzimy migocące światełka i słyszymy chóralne HELP. W grupie było trzech chłopaków z Kalifornii oraz młode małżeństwo z Zachodniej Wirginii i nie bardzo wiedzieli, w którym miejscu należy zacząć wspinaczkę, żeby wyjść z kanionu. Ten punkt, nawet za dnia jest bardzo łatwo przeoczyć i strażnicy parku sugerują, żeby to kluczowe miejsce zapisać w GPS co nasz zaradny Bronek dokładnie poczynił.
Grupa z Kalifornii była nie gorzej wyposażona niż my, natomiast para z Wirginii była kompletnie nieprzygotowana. Nawet nie mieli ze sobą latarki co miało o tyle szczególne znaczenie, że dziewczyna miała wadę wzroku, polegającą na zaburzeniu widzenia w warunkach słabego oświetlenia (pot. kurza ślepota).
Bronek z satelitarną precyzją doprowadził nas do miejsca gdzie zaczynało się podejście. Przy samym podejściu rolę przewodnika przejął Jerzy a ja nie chcąc być gorszy odstąpiłem swoją latarkę dziewczynie. Doprowadziliśmy całą ekipę do celu i podziękowania nie miały końca. Następnego dnia w lokalnej gazecie na pierwszej stronie widniał tytuł: Polacy uratowali grupę Amerykanów, którzy utkwili w Subway, nawet oddali swoja latarkę niewidomej dziewczynie :-). Oczywiście nie trudno się domyśleć, że ten tytuł to nam się zbiorowo przyśnił:-)

4 komentarze:

  1. Rafał, gdybyś nie dopisał ostatniego zdania, to dałabym się wkręcić :DDDDDDDDDDDDD Dzięki - strasznie się obśmiałam :DDDDDDDDDDDDDDDD

    OdpowiedzUsuń
  2. Przymierzalem sie do tego wpisu o Subway juz od dawna. Pomimo, ze mialo to miejsce prawie dwa lata temu to wciaz pamietam ta wyprawe jakby to bylo wczoraj. Wlasnie tak jest z fajnymi przygodami, ze trudne je zapomniec :-)

    OdpowiedzUsuń
  3. Tak właśnie było! :))))
    Miło jest wrócić pamięcią do tamtych dni. Masz rację, też czasami chcę wrócić do swojej relacji :)

    OdpowiedzUsuń
  4. Fajnie sobie powspominac... :-)
    Moja relacja wciaz w głowie... jeszcze nie wyjechalem z Doliny Smierci... :-)
    Super tam bylo.

    OdpowiedzUsuń