To już ostatni wpis w ramach tryptyku
o liniach w fotografii. Tym razem przybliżę bardziej oczywisty
aspekt, czyli będzie o liniach naprowadzających.
Niekiedy się zdarza, że fotografując ciekawy temat, gubimy jego główny motyw, który ginie w chaosie kompozycyjnego bałaganu. Żeby wyeksponować przewodni motyw, można manipulować głębią ostrości, wykorzystać korzystne dla podmiotu oświetlenie czy zastosować zupełnie inną magię. Jedną z magicznych sztuczek, jest umiejętne wkomponowanie istniejących linii, które naprowadzą nas do najważniejszego elementu w kadrze. Kiedy fotografujemy w środowisku stworzonym przez człowieka, to nie trudno jest znaleźć linie, które staną się przewodnikiem po kadrze. Najbardziej oczywiste wydają sie być drogi, tory, czy całe multum linii w architekturze.
Niekiedy się zdarza, że fotografując ciekawy temat, gubimy jego główny motyw, który ginie w chaosie kompozycyjnego bałaganu. Żeby wyeksponować przewodni motyw, można manipulować głębią ostrości, wykorzystać korzystne dla podmiotu oświetlenie czy zastosować zupełnie inną magię. Jedną z magicznych sztuczek, jest umiejętne wkomponowanie istniejących linii, które naprowadzą nas do najważniejszego elementu w kadrze. Kiedy fotografujemy w środowisku stworzonym przez człowieka, to nie trudno jest znaleźć linie, które staną się przewodnikiem po kadrze. Najbardziej oczywiste wydają sie być drogi, tory, czy całe multum linii w architekturze.
W naturalnym krajobrazie tego typu linii jest mniej ale kiedy je się
wypatrzy, to wówczas kompozycja nabiera jakby dodatkowego wymiaru,
który nazwałbym entalpią w kompozycji.