"O matko boska !!! Cudowny mail, brzmi jak bajka !!! Myślę cały czas o Twojej propozycji i wydaje mi się tak nierealna, że stwierdziłem, że muszę potwierdzić, czy byłeś świadom, tego co pisałeś i czy przypadkiem nie byłeś zbyt pijany jak to pisałeś".
Dokładnie taka była odpowiedź Jerzego na moją propozycję fotografowania Doliny Śmierci w Kalifornii, spędzenia tygodnia w parku narodowym Zion oraz błąkania się po bezdrożach północnej Arizony.
Chwile później wysłaliśmy mail do Bronka, który odpisał:"
"Super kusząca propozycja. Rozmawiałem z żoną i wstępnie jestem na tak".
Dziewieć miesięcy poźniej (24 października 2010) Jerzy z Bronkiem po niemal dobowej podroży wylądowali w Las Vegas. Żaden z nich nie wiedział jaką mi sprawił frajdę przybywając dokładnie w dniu moich imienin. Takiej paczki jeszcze nigdy z Polski nie dostałem :-)
Następnego dnia, zaopatrzyliśmy się w sprzęt biwakowy oraz prowiant po czym wyruszyliśmy w kierunku Kalifornii celem dotarcia do Doliny Śmierci. Z prowiantu to zdecydowanie najbardziej pamiętam kilkadziesiąt litrów pitnej wody, której butelki wypełniły każdy zakamarek w samochodzie. Myślę, ze cała nasza trójka bardzo się przejęła tygodniowym pobytem w najbardziej gorącym i suchym miejscu Ameryki Płn.
Przeżyliśmy Dolinę Śmierci, przetrwaliśmy strome zejście do Subway w Zion i nie zabłądziliśmy na bezdrożach Arizony. Dowodem tego jest zdjęcie zrobione w ostatnich dniach naszej przygody, gdzieś na pustyni pomiędzy Arizoną a Utah. W ramach identyfikacji, od lewej strony Bronek a prawą zamyka Jerzy. Autorem zdjęcia jest samowyzwalacz, umiejscowiony w Bronkowym aparacie, tak więc prawa autorskie raczej należą się korporacjom Sony i Zeiss, sorry Bronek :-)
Wkrótce zapraszam na następne odcinki relacji z naszej wyprawy, które sukcesywnie będą wypełniać niniejszy blog . Ta wyprawa była niczym ulotna egzystencja, którą trudno zapomnieć ze względu na niecodzienne wrażenia i doborowe towarzystwo. Przy okazji gorąco polecam Jerzego relacje z wyprawy po Stanach http://biebrzatrophy.blogspot.com/ oraz Bronkowe wrażenia, które są opisane tutaj: http://waligora.net.pl/word/
Rafal dostal super prezent w dniu swoich imienin w postaci przyjazdu kolegow, a ja (znaczy sie zona) zawozac Rafala na lotnisko zapomnialam o Jego imieninach i dopiero kartka z Polski z zyczeniami od mojej siostry przypomniala mi o tym fakcie. W ramach rehabilitacji bede musiala cos wymyslec na ten rok; moze jakas wyprawe???
OdpowiedzUsuńOdbierajac Rafala z lotniska kilka tygodni pozniej zobaczylam "30" latka kroczacego ochoczo; wygladal prawie tak samo jak Go poznalam 20 lat temu; takie wyprawy odmladzaja :-)
Ale fajnie, że Ty piszesz tę relację Rafał: Jerzy coś utyka i chyba tak bardzo się zachłysnął wyprawą i tym co zobaczył, że pewno jego relacja nie powstanie nigdy :DDDDDDDDDDDDD A od Ciebie dowiem się jak to było naprawdę :D
OdpowiedzUsuńI Halinko - tak ładnie napisałaś :) Masz rację - odmłodnieli Panowie na tej wyprawie :)
Cala nasza trokja juz pisze relacje z tej wyprawy wiec dokladnie sie dowiesz co tak naprawde sie wydarzylo po drugiej stronie gor Skalistych :-)
OdpowiedzUsuńSlyszalem, ze Jerzy ponownie sie odmladza, tym razem w Bialorusi :-) Mialas okazje ogbejrzec film "The Curious Case of Benjamin Button" to jest o skrajnej formie odmladzania, polecam choc momentami mozna przysnac.
Hej,
OdpowiedzUsuńwyglada ze zaczeliśmy pisać wszyscy osobno relacje z wyjazdu. I bardzo dobrze, bedziemy mieli wieksza pamiątke.
W kazdym razie Rafal super, ze piszesz.
Ja dzis planuje dojsc do Diabelskiego Pola Golfowego i przygotowac sobie Artists Drive i Palete.
A co do zdjecia - ja ci dam przekazywać prawa Sonemu... :-) My je mamy wszyscy ale mimo ze lubie ludzi z Sony to praw im tego ulubionego zdjecia z wyprawy nie dam....
A co do odmladzania - bylo to niezle ladowanie akumulatorow...