wtorek, 10 maja 2011

Dolina Śmierci (Stany cz.2)

Zawsze chciałem ją zobaczyć … Dolina Śmierci to pustynia, wciśnięta poniżej poziomu morza,  której gorące powietrze, cyrkulując wraca do niej z jeszcze większym impetem, podnosząc temperaturę nawet do rekordowych 57 stopni . Pomyśleć, że tak martwa dolina leży w Kaliforni, która dla wielu z nas jest wyobrażeniem o pięknym zielonym raju. O tym jak niewybaczalne jest to miejsce przekonano się w 1849 roku, kiedy grupa pionierów nie przypuszczała, ze wybrany przez nich skrót przeprawy na zachodnie krańce kontynentu sprowadzi się do walki o przeżycie i marzenie o wyjściu z miejsca, które sami nazwali Dolina Śmierci. Nie tak dawno miałem okazję przeczytać książkę "Lost in Death Valley” Connie Goldsmith, w której autorka bardzo obrazowo opisała ową tragiczną przeprawę. Po jej przeczytaniu jeszcze bardziej podziwiam tamtejszych ludzi, którzy potrafili przetrwać i radzić sobie w tak skrajnych sytuacjach. Kiedy fotografowałem krajobrazy w Dolinie Śmierci, nie zdawałem sobie sprawy, ze miejsca gdzie rozstawiałem statyw, dla nich mogły być koszmarem, miejscami w których trudno zachować człowieczeństwo. Dzisiaj Dolina Śmierci dla większość z nas jest czystą inspiracją. Zauważył to Antonioni w filmie Zabriskie Point i zauważy to prawie każdy jeśli ma tylko w sobie odrobinę wrażliwości .

Nie całe trzy godziny jazdy z Las Vegas i jesteśmy w parku narodowym Death Valley. Z godnością przywitał nas widok z Zabriskie Point. Właśnie tutaj popełniamy pierwsze kadry w Dolinie Śmierci, chociaż nie są to pierwsze nasze zdjęcia z wyprawy, bowiem Jerzy zrobił co najmniej setkę zdjęć z okna pędzącego samochodu wzdłuż autostrady US-95, wmawiając nam, ze to tylko dla rozgrzewki :-)


Moje pierwsze zdjęcie z Zabriskie Point ma tylko jedna zaletę, było pierwsze i raczej nic więcej ponadto. Najważniejsze, iż pierwsze wrażenia są bardziej konkretne i zawierają się w słowach: jest pięknie, inny świat, inny wymiar, po prostu odlot.

Namioty rozbiliśmy na polu biwakowym w Furnace Creek. Wcześniej dostałem namiary, na miejsce #089, które w rzeczywistości okazało się być prawdziwą oazą. Dzięki temu nawet w samo południe Jerzy mógł z gracją przygotować jajecznice i to bez kropli potu :-) Jajecznica była wyśmienita, z dużą ilością boczku i cebuli. Zdjęcie jest zasługą Bronka.


Wieczorem wzmógł się wiatr, który z czasem nabierał na sile. W takim miejscu wiatr ma się gdzie rozpędzić i staje się trochę dokuczliwy. Z tego powodu nawet kilka razy się przebudziłem, ale kiedy zobaczyłem nad sobą niebo usiane miliardami gwiazd to wiatr jakby ucichł.
Jest 5:30 nad ranem, słyszę jak Bronek nawołuje - herbata gotowa - a ja nie wiem czy to sen czy jawa. Kwadrans później wyruszamy fotografować świt z Zabriskie Point, ale to już w następnym odcinku.

5 komentarzy:

  1. ech.... chciało by się tam wrócić..... a tu trzeba pędzić na fabrykę... zamiast wstawać na wschód...

    OdpowiedzUsuń
  2. Hhehehehe - Jerzy ma powtórkę z rozrywki właśnie - pewnie smaży jajecznice Adamowi :DDDDDDDDDDDDDD I jak znam życie, to znowu się nie dowiem jak było, bo Adam też do gadania nie skory :DDDDDDDDDDDDDDDDDD

    OdpowiedzUsuń
  3. Bronek,
    Jesli o fabryce mowa, to mozna przedstawic to tez tak: Pracuje w fabryce, zeby tam wrcocic i na wschody wstawac :-) A najlpeiej robic tak jak Jerzy czyli pracowac w fabryce i wogole nie spac i wtedy masz mnostwo czasu na zdjecia :-)

    OdpowiedzUsuń
  4. Kasiu,
    Ta jajecznica bedzie jeszcze lepsza, bowiem tam gdzie Jerzy buszuje z Adamem to kury sa bardziej prawdziwe i jajka jakies bardziej jajeczne sa :-)

    OdpowiedzUsuń
  5. Wczesniej odpisalem na komentarz Bronka i Kasi a tutaj nic. Chyba zostalem ofiara Googla:-)

    OdpowiedzUsuń