Krajobraz w Narrows traktował nas tak jak dziadkowie traktują swoje wnuki, obdarzając je cukierkami za każdy uśmiech. Brodząc na dnie kanionu, zobaczyłem tam cuda ze swoich najlepszych snów. Rajskie wiszące ogrody, które dzięki Jerzemu możnę każdy tutaj podziwiać, czy cudownie piękne ściany z piaskowca, przypominające fasady kamienic z Wenecji.
Było tam też miejsce, które wywolało u mnie mieszane uczucia, nazwałem je „Lochy turkusowej rzeki” Przez moment wyobraziłem sobie, że jestem więziony w tych lochach i przez grube żeliwne kraty widzę po drugiej stronie kraine wolności, przez która płynie turkusowa rzeka, a której świeżości zaznać nie mogę. Na szczęscie ja mogłem dalej podążać nurtem tej rzeki ....
W końcu doszedłem do miejsca, które w Narrows ma przydomek Wall Street. Ściany po obu brzegach są tam już tak blisko siebie i tak wysokie, że przypominają ulice pogrążone w cieniach drapaczy chmur. Próbując utrwalić atmosferę tego miejsca, zauważyłem, że horyzontalny układ warstw na skalnych ścianach, oddaje bezwględność i szybkość toczącego sie tam życia, podobnie jak ma to miejsce na Wall Street.
Powrotną drogę opiszę w następnym odcinku. Będzie też o granicach wytrzymałości, o rezygnacji oraz przeżyciu z serii deja vu.
Ale Ty oszczędny jesteś Rafał w tych relacjach :DDDDDDDDDD Tak oszczędny, że za każdym razem czekam na kolejna i kolejną i kolejną :)
OdpowiedzUsuńKasiu- Narrows w Zion jest tak cudowne, ze zasluguje na 3 osobne wpisy :-). A w ogole to jest strasznie mile jak ktos czeka na nastepny wpis :-)
OdpowiedzUsuń