czwartek, 8 grudnia 2011

Powroty

Gdzie i kiedy zacząć powrót w Narrows, to dla większości całkiem poważny dylemat. Było tam tak cudownie, że łatwo zapomnieć o wszystkim, a szczególnie o bezwzględnym upływie czasu.



Dla własnego bezpieczeństwa byłem zmuszony zaprogramować godzinę powrotu w komórce. Kiedy ta godzina wybiła, czułem się jakby to był poranny alarm, który przerywa mi sen o baśniowej krainie. Przeszedłem jeszcze kilkanaście metrów, żeby zobaczyć co kryje się za zakrętem. Oczywiście były za nim następne zakręty, których diabelska moc kusiła, żeby iść jeszcze dalej. Kiedy alarm zadzwonił już trzeci raz z trudnością zignorowałem pokusę i zacząłem wracać do wyjściowej bazy w świątyni Sinawava. W ostatniej fazie powrotu szliśmy ponownie razem i wtedy zapadła jednoznaczna decyzja - jutro tutaj wracamy. Szybko pojechaliśmy do Springdale, żeby przedłużyć wypożyczony sprzęt. Kiedy ściągaliśmy buty, po chwilowym doznaniu lekkości nagle zaczynamy zatykać nosy, buzie i staramy się kontrolować odruch wymiotny. Dla mnie to było najintensywniejsze doświadczenie z zapachem, którego odór był potężną dawka niewyobrażalnego smrodu. Jerzy to chyba najlepiej ujął w słowach: "Nie mam pojęcia jak to możliwe, by zdrowe, niegnijące ciało wykręciło taki numer".
Następnego dnia, Bronek i Jerzy z trudem zakładają wciąż mokre i zabójczo smrodliwe skarpety z neoprenu a ja podziwiam ich determinacje z przyzwoitej odległości. Widzac ich trud i poświęcenie poddałem się i wybrałem własne skarpety z wełny oraz suche traperki. Podwiozłem chłopaków, do świątyni Sinawava, którzy w strojach nurka wyruszyli na ponowny podbój Narrows. Ja podążyłem w przeciwny kierunku na podbój bardziej suchych ścian kanionu. Nie ukrywam, że przez pierwsze minuty bardzo tego żałowałem, ale czułem, że za jakiś czas przeżyje deja vu.  Dokładnie tak się stało, bowiem kilka miesięcy później, w sierpniu w towarzystwie Marty i Kuby ponownie miałem ten sam dylemat, w którym miejscu zacząć powrotna drogę z Narrows.


Marta zrobiła tam swoje życiowe zdjęcie, przepięknie oddając prawdziwą atmosferę tego miejsca. Zadbała o wszystkie kluczowe elementy klasycznej kompozycji, pierwszy plan, dynamika, oddanie skali ... O takich kompozycjach zwykłem mówić, że poruszam się po nich bez błądzenia.

Zdjęcie Marty
Kiedy wróciliśmy, dzieciaki zwierzyły mi się, ze, do tej pory to była ich najlepsza wędrówka, która będą długo pamiętać. Z tej drugiej wędrówki do Narrows właśnie to ich zwierzenie utkwi w mojej pamięci na zawsze.

3 komentarze:

  1. Marta i Kuba czesto wspominaja Narrows i chcieliby tam wrocic. Ja rowniez i moze tym razem bedzie zdziebko mniej wody i przejde przez ta gleboka wode, albo mnie przeciagniecie.
    Wakacje 2011 - najlepsze do tej pory rodzinne wakacje.

    OdpowiedzUsuń
  2. No tak sobie siedzę i wzdycham i nawet ten hipotetyczny odór zbuntowanych odnóży jakoś mnie nie przeraża :DDDDDDDDDDDDDDDD A Marta zdolna panna jest - bez dwóch zdań :) Gratuluje Wam utalentowanych dzieciaków :)

    OdpowiedzUsuń
  3. Uwazam, ze talent tkwi w kazym dziecku a tylko sprzyjajace okolicznosci go uaktywnia a potem rozwina. Wyjatkiem sa tylko super talenty :-)

    OdpowiedzUsuń